piątek, 29 listopada 2013

Z cyklu: wesołe przygody muzealnika

Z okazji tego, iż podczas "prewystawy" na wieży zamkowej, ludzie , którzy mnie odwiedzali  w trakcie szycia najczęściej pytali jak się takie suknie i bieliznę prało, na wystawie odtworzona zostanie dawna pralnia. Ważnym elementem dawnego procesu prania było farbkowanie bielizny za pomocą odrobiny indyga Indygo można kupić i dzisiaj, z tym że  40 g. kosztuje jakieś 100 zł, dlatego wesoły muzealnik postanowił poradzić sobie sam. 

Prawdziwe indygo wygląda tak:




My na wystawie potrzebujemy tylko czegoś co bardzo je przypomina  i dlatego...





Za pomocą soli, mąki i niebieskiego pigmentu do farbowania ciast wyprodukowaliśmy własne "indygo".
Po szczegóły dotyczące farbkowania bielizny zapraszam oczywiście na wystawę .

środa, 27 listopada 2013

Folder do wystawy

Dziewczyny drogie i nieliczni panowie :-)

 Folder muszę napisać do wystawy i kompletnie nie mam pojęcia o czym napisać. Albo inaczej-mam za dużo pomysłów i się ze wszystkim w folderku nie zmieszczę.

Więc Wy mi powiedzcie o czym chcecie abym napisała:
1. o szyciu sukienek
2. o historii  sukienek
3. o wystawie i o tym co się na niej znajdzie
4. o schematach robótek, wykrojach itp ze starych gazet wraz z pokazaniem kilku wzorów

Odpowiadajcie w komentarzach do piątku, bo w weekend muszę ten folder napisać :-)

A teraz wstawiam obrazek na zachętę  i  żeby post było lepiej widać-gazeta Bluszcz 1897 rok:


sobota, 23 listopada 2013

Konkurs a czemu nie :-)


Zabierając się do sesji jednym z pomysłów było aby poustawiać się tak jak postacie na obrazach. Jak ktoś się mocno postara to w tym zdjęciu :


Zauważy nieco podobieństwa do tego obrazu Augusta Toulmoucha z 1878 roku :


To teraz proszę o odpowiedź z jakim obrazem  powstałym pod koniec XIX wieku, autorstwa francuskiego malarza kojarzy się ta fotka powstała jeszcze w trakcie przygotowań do sesji : 


Ten kto zgadnie ma darmowe oprowadzanie po wystawie oraz małą pamiątkę w postaci "fragmentu jednej z sukien" .






czwartek, 21 listopada 2013

Czas chyba wreszcie opisać princessę

Tiaaa ...eee...no...taaaak
W sumie nie wiem co pisać. Skończyłam szycie wszystkich sukien. Wyszły chyba dobrze, na pewno jest w nich kilka rzeczy do poprawki.
Jako ostatnia powstała suknia  w stylu princesse czyli nie odcinana w pasie. Lata 70-te XIX wieku to powrót tego typu krojenia sukien, ostatni raz tak szyto w średniowieczu. Wzór na  sukienkę wzięłam z gazety Mody Paryzkie z kwietnia 1879 roku. Miało wyjść coś takiego :

Jak wyszło widziałyście :-)
Co zmieniłam- wzorek na obrazku u dołu sukni to haft, od początku stwierdziłam, że nie zdążę tego zrobić i w ostateczności obszyłam suknię aksamitem. Sznureczkowa ozdoba powstała całkiem spontanicznie- nie podobało mi się przyszycie aksamitu, bo trochę było widać nici. Podobnym spontanem była koronkowa wstawka z przodu sukni. Guziki też zrobiłam sama - takie guziki ze szklanym przodem to tzw kaboszony, części można kupić w sklepach, potem wystarczy włożyć jakiś ładny obrazek pod szybkę i skleić całość. Na początku w guzikach były motylki z XIX wiecznego podręcznika, ale skończyło się na kwiatkach z serwetki :-)
Tworząc suknię uskuteczniłam całkiem niezły sposób robienia wykroju. Wzięłam poszwę na kołdrę, zrobiłam dziurę na głowę i założyłam na koleżankę a potem patrząc na wykrój i kształt sukni z gazety szpilkami  upięłam kliny, zaszewki itp. Po zszyciu dopiero ucięłam to co było zbędne i jeszcze raz przymierzałyśmy i upinałyśmy szpilkami żeby pasowało idealnie - suknie tego typu muszą być absolutnie dopasowane. Następnie porozcinałam wszystko jak należy i mogłam kroić suknię na tkaninie. 
Metoda chyba całkiem niezła, dzięki której uniknęłam przeliczania  wszystkich miar, krojenia na papierze a potem przerysowywania na tkaninę, no i nie było tryliona przymiarek. Poszwa skończyła potem jako podszewka sukni.
Ta niebieska tkanina z jakiej jest uszyta suknia zrobiła mnie w jajo. Jak ją kupowałam była  ładna, błyszcząca z jednej strony i lekko misiowata z drugiej, postanowiłam ją wyprać zanim uszyję suknię  i po wyjęciu  z pralki zobaczyłam nędzną szmatkę, z jakiej można zrobić co najwyżej kufajkę.
Aksamit i koronka uratowały trochę sytuację, przy zdjęciach odpowiednie światło i fotograf też poprawiły jej wygląd, na wystawie będzie ciemno, więc może też nikt nie zauważy, ale nie czarujmy się- suknia byłaby ładniejsza gdyby nie ta tkanina. 

No to jeszcze kilka fotek : 




Tkanina bawełna, podszewka biała też bawełniana -podszewka kończy się na wysokości bioder. Suknia w talii ma wszyte fiszbiny, zapinana jest z przodu na haftki, guziki są naszyte na suknię. Pod spodem na halce dodatkowa spódnicą, tylko wystające/widoczne części są z materiału takiego jak suknia (spodnia część jest nieprana i wygląda o niebo lepiej niż suknia). Takie drobne oszustwo-czyli to co widać z ładnej tkaniny, reszta z byle jakiej -było zwykłą praktyką w tamtych czasach, zresztą chyba we wszystkich epokach tak robiono. Wszystko obszyte jest koronką; dół niebieska - jakieś 40 m. biorąc pod uwagę wszystkie warstwy i falbanki, potem biała bawełniana, ta na dekolcie - stara koronka ze starej sukienki, mankiety to haftowany tiul, o którym pisałam tutaj
Główne szwy na maszynie, naszycie aksamitu, sznurka, haftek, fiszbin, guzików, koronek  to praca ręczna.
Wstawiłam zdjęcia z sesji, bo nie będę robić sobie obciachu moimi zdjęciami.
Zdjęcia Wojtek Turkowski, bohaterowie drugiego planu: Willa Caro, Sławek i Tomek, król pruski Fryderyk Wilhelm II i jakiś żołnierz :-)

wtorek, 19 listopada 2013

Sesja zdjęciowa

No to teraz oficjalny post poświęcony wydarzeniom w Muzeum w Gliwicach, w Willi Caro jakie miały miejsce 18 listopada.
Mianowicie w tym dniu odbyła się sesja zdjęciowa z udziałem "panny krynoliny"," princessy" oraz "pani tiurniury" :-) Była ona zwieńczeniem jednego z etapów tworzenia wystawy  "Nowiny Paryzkie". Jej efekty w pełnej krasie będzie można podziwiać oczywiście na wystawie od 13 grudnia.
Teraz jedynie mała zapowiedź:
W zasadzie mogę powiedzieć, że całe pół roku szycia, dłubania i dziergania, odrobinę haftowania i mnóstwo zarwanych nocy oraz  kilka dziur w palcu (no nie umiem z naparstkiem, nie umiem i już) poświęciłam dla tych kilku wczorajszych godzin. Ale było warto, bo dzięki temu można pokazać na wystawie (chyba po raz pierwszy w Polsce) ile to rzeczy musiały kiedyś włożyć na siebie kobiety, żeby w ogóle móc się komukolwiek pokazać, ile sznurków i tasiemek  trzeba było zawiązać, ile  zapiąć haftek i guziczków aby uzyskać sylwetkę wprost z żurnala mody i usłyszeć wielkie "wow" wchodząc wieczorem na salę balową.

Odpowiedzialność za fryzury oraz wszystkie  wdzięczne  :-) pozy spada na  Sławka i Bożenę
Zdjęcia popełnili Ewa i Wojtek
Nad pięknem krajobrazu w tle czuwał Tomek
Jemu też  zawdzięczać będziemy wygląd wystawy. Ja tam sobie mogę wymyślać jakie graty w sali poustawiać, ale to on wie jak zrobić, by było je widać.
Kitowanie i szpachlowanie twarzy to dzieło Leny.
Miejsce akcji- duży i mały salon Willi Caro, za których udostępnienie dziękuję Dyrektorowi Muzeum Grzegorzowi Krawczykowi oraz Annie Kwiecień z Działu Sztuki ( nic nie stłukliśmy). Dyrektorowi dziękuję także za pozwolenie na zrobienie tej sesji .

Dodam jeszcze że zdjęć jest ponad 800 i teraz trzeba jakimś cudem wybrać te najlepsze.




poniedziałek, 18 listopada 2013

Dzięki :-)

Dziękuję za świetną zabawę wszystkim dziewczynom, które odwiedziły mnie w niedzielę w Zamku.
Dzięki Wam dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy. Na przykład, że przy odpowiedniej ilości szpilek suknie pasują na wszystkie rozmiary ;-) No i to że ciotka Ana  to fajno frela była.

A tutaj kolejna zapowiedź atrakcji na wystawie :-)
 oj będzie się działo

Tak, tak się dzisiaj bawiłam.
I tutaj kolejny stos podziękowań dla wszystkich, którzy uczynili ten dzień wyjątkowym: Wojtkowi, Tomkowi, Ewie, Lenie, Sławkowi i Bożenie oraz Soni i Ani.
Wojtkowi i Tomkowi szczególnie za to, że nie zwątpili w moje szaleństwo i uwierzyli, że to jednak może się udać.

DZIĘKI WIELKIE

środa, 6 listopada 2013

...

 Niniejszym ogłaszam że wystawa "Kanzu szmizetka i barani udziec" się nie odbędzie!





A teraz skoro napięcie jak w dobrym thrillerze siegnęło zenitu...






Mogę powiedzieć, że gorzej już nie będzie ...








 Bo po prostu nazwa wystawy zmienia się na "NOWINY PARYZKIE"


Uff...
Otwarcie wystawy coraz bliżej, trzeba przygotować materiały prasowe i ogłoszenia aby przyciągnąć lud do muzeum.
I żeby zrobić to skutecznie trzeba się posłużyć fortelem i przechytrzyc potencjalnego widza.
"Nowiny Paryzkie" - to brzmi dumnie - jest jednoznaczne, błyskotliwe i chwytliwe. W sam raz na plakaty.

Poprzedni tytuł też był niczego sobie i miał zachęcić ludzi do sprawdzenia dlaczego panie wolały nosic na sobie barana zamiast go zjeśc :-) ale istniała poważna obawa, że Ci, którzy nie znają się na dawnej modzie tak jak my po prostu nie będą w stanie starego tytułu wymówić.
No i trzeba było też mieć wzgląd na dziennikarzy, którzy w swoich relacjach  musieliby o tej wystawie pisać i mówić :-)


Coś mi to przypomina, no nie ? :-)

 PS. Tytułu bloga nie zmieniam, bo to za dużo zachodu.

 And now few words for foreign readers...
This blog was supposed to encourage possible visitors to take a look at exhibition in Gliwice Museum named "Kanzu, szmizetka and barani udziec".
But, now, the exhibition changed name to "Nowiny Paryzkie". If you accidentaly pass by Gliwice by the turn off the year, please watch for new name.

niedziela, 3 listopada 2013

I co Pan na to, Panie Worth?

Pewnie się Worth w grobie obraca ze śmiechu, bo takiej rozrywki już dawno nie miał...
Stanik balowy sukni na krynolinie jest już uszyty.
Miał wyglądać tak:



A wygląda tak:


Brakuje mu jeszcze tylko  krochmalu i prasowania.

Męki twórcze wyglądały następująco:

- lewa strona jeszcze przed dopasowaniem i fiszbinami


- prawa strona przed dopasowaniem


- część ozdobiona i pomarszczona naszyta z przodu, z początku wciągnęłam w nią fiszbin, ale potem stwierdziłam, że będzie zbyt sztywne i samo krochmalenie wystarczy  


- lewa strona z fiszbinami


- tył z dziurkami, na sznurek- muszę jeszcze doszyć haftkę u góry i doszyć kawałek materiału, dziurki "pracują" i się czasem przesuwają i wtedy trochę widać gorset

 - rękaw



Stanik jest z bawełny,  na bawełnianej podszewce, ozdobiony bawełnianą koronką, sznurkiem-  czarnym sutaszem, ma 7 fiszbinów- jeden na środku, na całej długości i dwa po bokach, pod pachami też na całej długości i dwa z przodu i dwa z tyłu do połowy długości. Główne szwy na maszynie, wykańczanie ręczne. Dekolt jest obszyty koronką, z przodu jest jeszcze jedna warstwa tkaniny -też obszyta koronką i sutaszem, pomarszczona tak by przy samym dekolcie lekko odstawała. 
Wykrój stanika z gazety -ciekawe jakiej, kto zgadnie ? Brawooooo !!! Der Bazar- tym razem rok 1866- ten na dole, na środku.

Z tym, że ja wykorzystałam tylko wykrój ogólny stanika, wzór podaje jeszcze wykroje tych zygzaków wokół dekoltu .

Do kompletu i dla ochrony przed zimnem powstało jeszcze  Fichu.




Wykonane ono zostało z aksamitu, podbite fioletową bawełną - taką jak na suknię i ozdobione czarną koronką i sznurkiem sutaszem. 
Wykrój wiadomo skąd :-)



Te dwie panny na środku- jedna pokazuje przód a jedna tył. Z tym, że ja się trzymałam się wykroju powiedzmy, że luźno bo nie wiedziałam czy starczy mi aksamitu- znalezionego zresztą na muzealnym strychu. 
A poniżej suknia na właścicielce: