Dzień falbanki dzisiaj miałam, bo cały dzień zszedł mi na dzierganiu falbanek, falbanuś i falban.
A było to tak...
Żeby koleżance od princessy nie było żal, że my mamy krynolinę/tiurniurę pod spódnicą a ona tylko halkę uszyłam jej malutką falbaniastą podusię na d...się ;-) według tego wzoru z Metropolitan Museum w Nowym Jorku
A wyszło tak:
Tkanina to len, falbanki są wycięte z brzegu tkaniny, więc obyło się bez obrębiania. Spodnia część -ta do której przyszyte są falbanki, jest podwójna a pomiędzy są wsadzone resztki materiałów a wszystko potem zostało przepikowane-krzywo jak widać . Wypchanie i pikowanie miało za zadanie jeszcze bardziej unieść falbanki.
Na drugi ogień poszła spodnia spódnica do princessy
To jest falbanka do wierzchniej falbanki
Tkanina bawełna. Falbanka ta znajdzie się potem pod falbanką, jaka będzie widoczna spod sukni princesse.
Ta część z ciemniejszej tkaniny będzie właśnie tą falbanka widoczną spod princessy, spod której będzie wystawać ta falbanka jasnoniebieska.
Nie zafalbankowałam jeszcze za bardzo? To teraz powiem Wam jeszcze po co te wszystkie falbanki.
Wydawać by się mogło, że przede wszystkim do ozdoby- i owszem, przynajmniej ta górna-ciemnoniebieska w tym wypadku. Ale ta jasnoniebieska jest przy spódnicy przedewszystkim ze względów praktycznych, po to, by będąc najbliżej ziemi drzeć się, ścierać i niszczyć bez uszczerbku dla właściwej spódnicy. Taką zniszczoną falbankę wymieniało się co jakiś czas i tak małym kosztem można było się na nowo cieszyć niezniszczoną, prawie nową spódnicą. Falbanki takie często wykonywano z innej, tańszej tkaniny, sute marszczenie "na zakładkę", dodatkowo ją wzmacniało i opóźniało zużywanie.
Tutaj taka praktyczna falbanka na fotografii z ok. 1865 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz