Siedzę sobie na kanapie i dłubię igłą w jakimś kawałku materiału, a że ostatnio ma to miejsce prawie codziennie to się dziecię zainteresowało:
-Mama, co robisz?
-Szyję
-A co?
-Sukienkę.
-Dla mnie?
-Nie, sobie...
-Ja też chcę.
-Dobra- palnęła matka zanim się połapała,co mówi i co to tak naprawdę oznacza.
Ale słowo się rzekło...Poszła matka do szafki i wydobyła stare gazety:
-To jaką chcesz?-spytała dzieciny otwierając Kółko Domowe z 1862 roku
-Różową.
-No dobra (przynajmniej nareszcie się przyda kawałek różowiasto różowego lnu kupionego nie wiadomo po co kiedyś tam)
Wybór padł na tą sukienkę:
Fajnie było póki nie przeczytałam tego:
"Forma sukni zwanej casaque, której stanik kraje się z jednej sztuki ze spódnicą, dana tu na wzrost dziesięcioletniej dziewczynki. Wyłoga (renverse) okalająca ramiona i schodząca aż na sam dół sukni, czyni ja zarówno stosowną na przechadzkę jak do pokoju.
N8 dany dwa razy oznacza dwie części przodu sukni, jedną z wykrojem pachy, a drugą z wykrojem szyi. Dwie te części zszywają się ze sobą, razem z wpuszczoną pomiędzy nie wyłogą, której rysunek umieszczony jest kropeczkami. Z tyłu wyłoga ta przyszywa się na wierzchu stanika tworząc tak zwaną bertę. Kontrafałdów w spódnicy daje się cztery, dwa pod plecami stanika, dwa pod boczkami."
I nijak nie mogłam tego przełożyć na ten wykrój i "Rysunek całej sukienki", bo ani tych kontrafałdów ani wyłogi jak dla mnie jakoś tam nie widać. Wreszcie w desperacji wycięłam wszystkie kawałki z papieru, co wyglądało mniej więcej tak:
a potem wszystko razem posklejałam taśmą klejącą :
na koniec "złożyłam" kontrafałdy:
Potem trzeba było wyrównać/obciąć dół i "zszyć" taśmą klejącą na plecach:
Żeby zobaczyć gotową sukienkę :-) w wersji papierowej.
Pierwszy wniosek jaki mi się nasunął po tym doświadczeniu to, że wtedy kobity chyba zdolniejsze były. Może jakby prawdziwa krawcowa czytała te opisy z gazety to od razu po pierwszym spojrzeniu na wykrój wiedziałaby o co chodzi. Ja nijak nie umiałam przełożyć tego wykroju na końcowy efekt póki nie zrobiłam sobie tej papierowej sukienki. Ale z drugiej strony gazeta z tym wykrojem nie była branżową gazetą XIX-wiecznych krawcowych tylko gazetą dla każdego, a więc dla pań i dla panienek nie kończących żadnych kursów w kierunku szycia. Ale z trzeciej strony ja też nigdy żadnego kursu kroju i szycia nie kończyłam...
W każdym razie dzięki papierowej sukience wiem, co z czym połączyć a nawet dojrzałam wyłogę na rysunku sukienki. Teraz cały wykrój muszę przeliczyć na wymiary córy, narysować go na jakiejś starej tkaninie, zeszyć, dopasować i dokroić na córce, a to co mi wyjdzie na dziecku rozpruć i dopiero zrobić właściwy wykrój na właściwej tkaninie. Dzięki temu również wiem, co mnie czeka z dorosłymi sukienkami. Wszystkie wykroje mam na kartkach A4. Część z nich mogłabym powiększyć i wydrukować w wielkościach jakie podane były i dołączone do gazet z epoki. Oryginalne opisy mają podane właściwe wymiary a wykroje miały odpowiednie wielkości, z tym, że w dzisiejszych czasach nic to nie da. XIX- wieczna kobieca sylwetka miała zupełnie inne proporcje: wąziutką talię, małe ramiona, duży biust i ogromne wręcz w porównaniu z wyższymi partiami ciała biodra, nie mówiąc już o tym, że wszyscy wtedy byli niżsi. Stąd też jednym z największych problemów przy wystawach ubiorów jest skąd wziąć manekiny na których suknie się dopną i będą sięgać ziemi. Niestety manekiny na dzieci czy np wielkości dzisiejszych 12-latek też nic tu nie pomogą, bo proporcje ciała mają inne.
Dorosłe sukienki też będę na początek kroić na byle jakiej tkaninie, dopasowywać na właścicielce i potem dopiero wycinać na właściwym materiale. Papierowego wykroju chyba nie ma sensu robić.
Kończąc ten przydługi post dodam jeszcze tylko, że córki mam dwie i skoro jednej obiecałam sukienkę to i dla drugiej też coś uszyć muszę. Przynajmniej jeden bal przebierańców w przedszkolu mam z głowy.
Pocieszę panią, podobnie jest dzisiaj - opisy z Burdy NIC nie mówią, a jeszcze bardziej gmatwają proces szycia ;) Mogę podpowiedzieć pani jedno - skalowanie wykroju raczej nic nie daje, lepiej modelować, patrząc na wykrój na dziecku - szybciej człowiek załapie co do czego, w jakiej ilości i od której strony ;) Życzę powodzenia przy obszywaniu córek!
OdpowiedzUsuńraz czy dwa razy w życiu chciałam uszyć coś z burdy-po przeczytaniu opisu mi przeszło :-)Za skalowanie nie miałam się ochoty brać, bo te XIX wieczne wykroje mają zupełnie inne proporcje, nawet jak dojdę do ich właściwej wielkości to i tak nie będą pasować na nas dzisiaj. Wykroje te i tak mam w wersji cyfrowej, więc dodatkowo sprawa się komplikuje na wydrukowaniu tego i rozdzielczości. Wersja na dzis jest taka, że kroję mniej więcej jak to wygląda na starym prześcieradle, zszywam i potem całość dopasowuję na osobie, która strój będzie nosić. To co wyjdzie pruję i kroję na docelowej tkaninie.I tak z 5 razy...
UsuńNiestety, tak to wygląda ;) Sama wykroje modeluję na manekinie, albo wyliczam (mam bardzo dobrą książkę o konstruowaniu wykrojów "na płasko", na podstawie wymiarów i wyliczanych wartości), bo szyję na siebie, mam nietypową figurę, jestem za wysoka w stosunku do kobiet z XIX wieku, a jak wiadomo, wtedy kobiety były niższe i proporcjonalnie drobniejsze. Moja mama pokazała mi kilka tricków, ale przydatnych przy współczesnych wykrojach (operowanie bibułą i zaszewkami wokół punktu szczytowego), ale sama twierdzi, że gdy chodzi o rekonstrukcje strojów, ja znalazłam lepszą metodę ;) Co do prześcieradeł - w gruncie rzeczy, można je potem wykorzystać jako podszewkę. Warto też przy opracowaniu wykroju, najpierw wyrysować taki całkowicie podstawowy, najprostszy model spódnicy, stanika, rękawa - Mając podstawy, łatwiej na nim drapować, rozszerzać, modyfikować ;) Życzę powodzenia!
UsuńWystawa na pewno będzie warta obejrzenia. Już widząc powstające rzeczy mam ochotę się na nią wybrać i zapewniam, że to zrobię :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno pytanie. Moda XIX - wieczna jest mi znana z filmów, m.in. z "Wichrowych wzgórz". To, co mnie zastanawia, to czy moda XIX - wieczna w Polsce (a zwłaszcza na Śląsku) wyglądała tak samo. Czy suknie, które Pani szyje można było zobaczyć na polskich (śląskich?) ulicach? Byłabym wdzięczna za odpowiedź, bo zaintrygowało mnie to :)
Pozdrawiam i życzę powodzenia!
Zależy gdzie (wydaje mi się tak). Stroje ludowe - wiadomo - wyglądały zupełnie inaczej, inaczej też ewoluowały.
UsuńW mieście - bogatsi mieszkańcy nosili stroje modne, biedniejsi niekoniecznie (chociaż pewne elementy strojów szły "za modą").
Arystokracja - ubierała się modnie, ale też były opóźnienia, i w zależności od statusu majątkowego, były one dłuższe lub krótsze.
Proszę mnie poprawić, jeśli się mylę? ;)
Inna sprawa- stroje były dostosowane ozdobnością do pory dnia, sytuacji, pracy (lub zamożności męża). Dlatego niektóre suknie można by zobaczyć na balach, ślubach, w teatrze, a inne, mniej strojne, na ulicy, na zakupach, w parku ...
UsuńZakładam , że suknie wystąpiły w Gliwicach :-)
OdpowiedzUsuńSuknia na krynolinie to powtórka sukni projektu Wortha, wiec jakas bogatsza dama mogła przy pomocy zdolnej krawcowej ją sobie odtworzyć. Princessa jest według wzoru z gazety Mody Paryzkie, gazeta wychodziła w Warszawie , ale oni wtedy przedrukowywali sie nawzajem , więc wzór taki mógł trafić się w Gliwicach. Z kolei tiurniura jest z gazety Der Bazar-czyli gazety niemieckiej czyli takiej , która jak najbardziej mogła byc w sprzedazy w Gliwicach w tamtym okresie. Innymi słowy odtwarzane suknie z 90% pewnoscią w Gliwicach mogły byc noszone, ale jak to jest juz wspomniane w komentarzach powyżej przez panie bogatsze , raczej z wyższych warstw mieszczańskich. Suknia na krynolinie nawet u arystokracji-może u samej hrabiny Ballestrem ? :-)Na wystawie będa tez oryginalne zdjęcia z tamtych czasów , a na nich Gliwiczanki i mieszkanki okolic Gliwic, wiec wtedy bedzie mozna sobie zobaczyć jak się tutaj ubierano.
Bardzo ciekawie się zapowiada:) , chętnie obejrzę wystawę. A jakby były tam suknie haftowane to polecę na skrzydłach:) Chętnie bym poobserwowała blog, gdyby była tala możliwość. Trzymam kciuki aby wszystko się udało.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za odpowiedź :) Temat mnie zainteresował i już się nie mogę doczekać wystawy. Tymczasem będę śledziła bloga :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam