Natchniona pewnym wpisem na pewnym blogu :-) opiszę Wam pewne sprawy z punktu widzenia kuratora wystawy.
Mianowicie- macie absolutną rację, że jeśli chodzi o własne zbiory i ich fotografowanie to powinien robić to ktoś kto się na tym zna i wie co robi. Stąd pomylenie krynolin z tiurniurami czy wsadzanie pod suknie czegoś czego w ogóle tam nie powinno być jest delikatnie mówiąc niedopuszczalne i świadczy tylko o tym, że człowiek, który to robił, czy też pilnował wykonania najwyraźniej się nie przygotował.
Tyle teorii...teraz praktyka.
Nie wiecie ile się człowiek musi nagimnastykować, żeby wytłumaczyć jakiemuś "artyście", co to ma aparata i robi zdjęcia, że jego wizja artystyczna nijak się ma do rzeczy, którą ma sfotografować, że to ma być tylko dobrze widać i to wszystko? I że po prostu czasem dla własnego zdrowia lepiej jest sobie odpuścić, własną wiedzę wsadzić tam gdzie skowronek ma ogonek i siedzieć cicho...
Bo to "artysta " ma rację i o nim piszą na Pudelku a nie o tobie nędzny kuratorze wystawy :-(
Podobnie rzecz się ma też z "artystami -plastykami", ciężko jest im czasem wytłumaczyć, że mimo, że obrazy lepiej wyglądają w kolejności 1,2,3 to mają wisieć w kolejności 2, 3, 1, bo w takiej kolejności powstały i w takiej kolejności przedstawiają wydarzenia. I koniec kropka pe el - jak mówi moje dziecię.
I wizja artystyczna ani jakakolwiek inna nie ma tu nic do rzeczy.
Jeśli chodzi o tworzenie wystaw - nie ze swoich zbiorów - kurator wystawy niestety nie zawsze się na wszystkim zna. Czasem po prostu dostaje polecenie zrobienia wystawy i ją robi. Ja kiedyś robiłam wystawę o zbrojach japońskich- myślicie, że zanim ją zrobiłam to odróżniałam hoshi kabuto od o boshi bashi kabuto ? :-)
I ostatnia sprawa. Gdy wypożycza się rzeczy z innego muzeum trzeba podpisać umowę i warunki eksponowania. Każda rzecz, aby jej się krzywda nie stała musi mieć odpowiednie warunki. Inne mają rzeczy papierowe, inne tkaniny, inne drewno itp. Jazda zaczyna się gdy wszystkie te rzeczy są gdzieś razem- bo jak tu zrobić, żeby było jasno i ciemno, mokro i sucho, ciepło i zimno jednocześnie?
A na koniec historyjka z życia wzięta.
Jak wiecie miałam na wystawie ubiory z pewnego ważnego muzeum, które miały swoje odpowiednio ważne i surowe warunki ekspozycji. Czyli miało być ciemno, cicho, ciepło i najlepiej, żeby nikt koło nich nie przechodził, nie patrzał w ich kierunku a już broń Boże nie oddychał. Aby je dostać musiałam podpisać cyrograf, którego jednym z warunków było, że jeśli coś się rzeczom stanie to będę musiała sprzedać nerkę i prawe oko, żeby zapłacić za to co się zniszczyło i za naprawę tegoż. Luziiiik. Żeby rzeczy przewieźć także trzeba było mieć odpowiednie pudła, odpowiedni papier do opakowania itp W każdym razie rzecz skończyła się tak, że kolega wkładał te rzeczy na manekiny, bo mi się zbyt trzęsły ręce, żeby czegoś nie uszkodzić ( w końcu stawką były moje nerki i oczy) a na sam koniec płakałam w kącie i bałam się nawet patrzeć w miejsce, gdzie on te kiecki ubierał. (Sorry T., wiem,że dałam ci wtedy popalić i pewnie miałeś moich fochów aż po kokardkę)
Z kolei kto był na wystawie to zauważył pewnie lub też i nie :-), że w sali było niemal ciemno, w gablocie jeszcze ciemniej i że czarny stanik sukni stał na ciemnobordowym tle, tak, że go prawie nie było widać- a wszystko w ramach akcji "aby kolory pod wpływem światła nie wyblakły".
Dobra, trochę mi się ulało...
Ale za to w nagrodę mogę sobie pomacać 100 letni jedwab, a Wy nie ;-)
wtorek, 25 marca 2014
wtorek, 11 marca 2014
Nowiny Paryzkie-wydanie drugie zmienione
Ostatnie kilka dni spędziłam zmieniając conieco na wystawie. Odtworzone suknie z pierwszej sali dostały swój kącik w drugiej i aktualnie prezentują się tak :
Z kolei gablota, w której były gatki zawiera teraz gazetę i oryginalny wykrój z 1913 roku wraz z opisem :
W pierwszej sali za to pojawił się zielony cudak :-)
Cudo zostało uszyte całkowicie ręcznie- wiadomo, że wtedy maszyn do szycia nie było, z niewykorzystanej wcześniej na wystawie zielonej satyny. Wzorem i inspiracją były poniższe dwa rysunki:
Suknia jest wariacją na temat rysunku i wykroju z książki Norah Waugh The cut of women`s clothest, datowanym na ok 1825-6 rok. Manekin jest trochę za niski , dlatego kładzie się ona po podłodze, ale jest uszyta na osobę normalnego wzrostu. Materiał ma taki blask z powodu lampy błyskowej aparatu, ale jakbym się miała kiedyś zgubić w jakimś wielkim zamku w tej sukni to dzięki temu blaskowi mnie znajdziecie :-)
Pod spodem szmizetka wg wzoru z Jane Arnold.
Bielizna jeszcze nie do końca gotowa, ale to co dotychczas zrobiłam stoi na manekinie obok:
Budka stoi sobie także w pierwszej sali na gablocie i prezentuje się tak:
Tak właśnie wyglądają Nowiny Paryzkie w nowym wydaniu, do zwiedzania zapraszamy aż do Nocy Muzeów czyli do 17 maja 2014 r.
Z kolei gablota, w której były gatki zawiera teraz gazetę i oryginalny wykrój z 1913 roku wraz z opisem :
W pierwszej sali za to pojawił się zielony cudak :-)
Cudo zostało uszyte całkowicie ręcznie- wiadomo, że wtedy maszyn do szycia nie było, z niewykorzystanej wcześniej na wystawie zielonej satyny. Wzorem i inspiracją były poniższe dwa rysunki:
Suknia jest wariacją na temat rysunku i wykroju z książki Norah Waugh The cut of women`s clothest, datowanym na ok 1825-6 rok. Manekin jest trochę za niski , dlatego kładzie się ona po podłodze, ale jest uszyta na osobę normalnego wzrostu. Materiał ma taki blask z powodu lampy błyskowej aparatu, ale jakbym się miała kiedyś zgubić w jakimś wielkim zamku w tej sukni to dzięki temu blaskowi mnie znajdziecie :-)
Pod spodem szmizetka wg wzoru z Jane Arnold.
Bielizna jeszcze nie do końca gotowa, ale to co dotychczas zrobiłam stoi na manekinie obok:
Budka stoi sobie także w pierwszej sali na gablocie i prezentuje się tak:
Tak właśnie wyglądają Nowiny Paryzkie w nowym wydaniu, do zwiedzania zapraszamy aż do Nocy Muzeów czyli do 17 maja 2014 r.
Subskrybuj:
Posty (Atom)